z Kotani do Tarnowa 17 września 2023r.
Rano szybkie śniadanie i w drogę, aby zdążyć na Mszę świętą do Dębowca na godzinę 11 i nie przybyć na ostatni moment. Pada propozycja by jechać nieco inną trasą – przez Desznicę zamiast przez Przełęcz Hałbowską. Skoro tak – to niech będzie tym razem inaczej niż poprzednio. Przez Hałbowską 3 razy już w życiu jechałem. Trasa też ciekawa – może nie tak spektakularny podjazd, ale warto było. Do Nowego Żmigrodu główna drogą, nie ma innego wyjścia, ale ruch niewielki. Tu po dłuższym postoju na Rynku (mamy rezerwę czasową), udajemy się w dalszą drogę przez Osiek Jasielski. Przed Mszą Świętą udaje mi się jeszcze odebrać moje sakwy z samochodu, by potem nie robić zamieszania. Mszy przewodniczy i kazanie głosi Kardynał Gerhard Ludwig Müller. Mimo, że go bardzo cenię i mimo tego, że bardzo się starał mówić po polsku, to jednak wymowa stanowiła sporą barierę w odbiorze słowa. Po Mszy poświęcenie wspaniałych wieńców dożynkowych i pożegnanie z resztą grupy i w drogę!
Trasę do Tarnowa wytyczyłem nieco inaczej niż poprzednio. W zasadzie bardziej „na wprost”, ale z unikaniem głównych dróg. Jechałem z ominięciem Jasła, za to przez Biecz. Wcale nie okazała się ona łatwiejsza i szybsza. Boczne drogi kilkukrotnie wyprowadziły mnie na strome podjazdy, takie 1:1 (choć to pojęcie wysoce umowne – skrót myślowy w języku kolarskim). Raz nawet musiałem kilkadziesiąt metrów pokonać z buta. Na stromych zjazdach z kolei trzeba było hamować bardzo mocno – nawet zatrzymując się dla schłodzenia rozgrzanych tarcz hamulcowych. Tylko kilka razy udało mi się większą energię kinetyczną wykorzystać na podjazd pod następne wzniesienie. W każdym razie odwiedziłem wiele miejsc na malowniczym Pogórzu Ciężkowickim, w których wcześniej nie byłem, a czy jeszcze kiedykolwiek będę???
Takie wytyczanie trasy w poprzek dolin rzecznych ma to do siebie, że z jednej strony jedzie się na ogół mniej uczęszczanymi drogami ale suma przewyższeń jest zdecydowanie większa. W każdym razie ze sporym zapasem docieram na upatrzony pociąg osobowy i z przedłużoną wskutek spóźnienia przesiadką w Krakowie dojeżdżam do Katowic. Potem już tylko przez park i Tyciąclecie. Melduję się w domu nieco po północy.
Bardzo udany wyjazd – w sumie prawie 640 km w ciągu 6 dni. Dawno się tyle nie najeździłem – Deo gratias! Każdy kilometr jest DAREM i ŁASKĄ!
Było inaczej niż podczas poprzednich edycji pielgrzymki – dłuższy dojazd, inna trasa. Nie mieliśmy też ze sobą księdza, co jednak zaważyło in minus na samym charakterze pielgrzymowania.