z Jaślisk do Kotani 16 września 2023 roku
Z Jaślisk do Kotani można jechać różnymi drogami. Można też i tak jak tym razem nam było dane. Znowu zależało mi, by przejechać trasą trochę inną niż wcześniej, toteż przyczyniłem się do jej wyboru. Omijając Duklę – przez Daliową i Tylawę kierujemy się w stronę Olchowca. Zależało mi by zobaczyć tą wioskę schowaną na końcu świata. Mała cerkiewka i kilka domów. Stamtąd już małą trzyosobową grupką z Andrzejem i Jarkiem kierujemy się na Polany, ale nie wracając przez Ropiankę tylko wprost – częściowo nowym asfaltem a częściowo dalej szutrówką. Z Polan wracamy się kawałek by jeszcze nawiedzić kolejny „koniec świata” – Hutę Polańską ze znaną Hajstrą i dojeżdżamy do kościoła pod wezwaniem świętego Jana z Dukli i świętego Huberta. Pięknie podniesiony ze znacznego zaniedbania obiekt cieszy serce, ducha i oko.
Dojechawszy do Krempnej, kierujemy się na Żydowskie – zgodnie z dotychczasową tradycją. Droga do Ożennej przez Żydowskie wyremontowana, nowiutki asfalt, progi zwalniające, odbudowany zarwany mostek przed Ciechanią. Niby dobrze, jedzie się łatwiej, nie trzeba omijać niezliczonych dziur, ale miejsce straciło swój klimat, więcej ludzi, czasami samochody (choć możliwość wjazdu jest ograniczana). Droga została poszerzona, wybudowano rowy odwadniające. Wszystko to sprawiło, że miejsce utraciło swój klimat. Zwiększona dostępność sprawiła, że w punkcie widokowym nad Ciechanią nie byliśmy już sami…
Po wspólnym przejeździe przez Ożenną i Grab odłączyłem się by pojechać przez Wyszowatkę i Nieznajową i zrealizować swoje zamierzenie sprzed ośmiu lat. Za Wyszowatką dobry asfalt ustępuje miejsca drodze gruntowej. Tutaj dopiero – mijając nieistniejącą wieś Długie doświadcza się tego klimatu, który częściowo utraciła droga przez Żydowskie. Po krótkich wahaniach co do kierunku dalszej jazdy i zasięgnięciu języka u pasterzy w bacówce pojechałem dalej doliną Wisłoki, która tu ma swój początek i jest małym potoczkiem. Wpierw ze 2 razy go przejechałem ale potem nie chcąc ryzykować jazdy następnego dnia w mokrych butach, które po deszczowym dniu zdążyły już wyschnąć – na 2 kolejne przeprawy zdjąłem je i przeprowadziłem rower przez wodę. Za ostatnią przeprawą dojeżdżam do wyczekiwanej Nieznajowej – kolejne piękne miejsce. Zieleń, zdziczała przyroda i to poczucie bycia samemu pośrodku niczego… Opuszczona wieś, pozostały symboliczne drzwi. Dodałem sobie trochę kilometrów ale i przeżyć. W każdym razie na obiadokolację do Krempnej jeszcze zdążyłem, choć byłem chyba ostatni...Wieczorem jeszcze wspólne grilowanie, ale trzeba się szykować na jutrzejszy wczesny wyjazd do Dębowca.