Powrót niekoniecznie najkrótszym wariantem:)
Spaliśmy pod dachem, więc jedna wielka sakwa wieziona tylko jako balast.
Na początek wieś Orzechowo, monumentalny kościół pośrodku niczego. Wsi już nie ma, kościół pozostał. Dziś już lepsze drogi, piach był, ale w miarę przejezdny, trochę dróg trawiastych i dwa zwalone drzewa, przez które trzeba przejść. Jeden skrót wymyślony po drodze przyniósł dziurę nad jeziorem, trzeba było jechać po kresce... Robimy jeden przystanek w Stawigudzie, a potem kolejny na kawę i kubek na plaży nad jeziorem Wulpińskim. Gosia zostaje, ja jadę na przeciwległy koniec po jeden kwadrat. Rower bez bagażu sam jedzie :) W końcówce już większość po gładkim, więc sprawnie. Na koniec jeszcze postój na szamę jak zawsze przy pobycie w Olsztynie w GreenWay.
Umęczyła mnie ta setka jakbym szosą zrobił ze trzysta.